1 kwietnia każdego roku obchodzimy tak zwany „dzień żartów”. Prima aprilis, bo o nim mowa, na trwałe wpisał się w tradycję wielu krajów, m.in. Polski. W tym dniu robimy naszym znajomym, kolegom czy rodzinie żarty. Celowo wprowadzamy ich w błąd, robimy psikusy, staramy się oszukać jak najwięcej osób. Według podań i legend początki tej tradycji nawiązują do starorzymskich praktyk z początku IV wieku obchodzonych na cześć bogini Ceres, która, poszukując swej porwanej córki, została wyprowadzona w pole. Z kolei Grecy wiążą historię tego dnia z mitem o Demeter i Persefonie. Podobno właśnie 1 kwietnia Persefona została porwana do Hadesu. Jej matka Demeter podczas poszukiwań kierowała się echem głosu córki, ale echo ją zwiodło. Inna wersja pochodzenia tego obyczaju mówi, że wywodzi się on od rzymskiego święta Vereralka – wtedy wygłupiano się, robiono żarty i kawały. W naszej szkole był to dzień śmiesznych fryzur i niecodziennych ubrań. Było pewne zaskoczenie i zamieszanie, ale na tym właśnie polega prima aprilis. Ważne, żeby nikomu nie zrobić przykrości, a wywołać zdziwienie bądź uśmiech na twarzach. Nam się udało.